Najnowsze komentarze
Fajny artykuł. Mam Freewinda od ro...
mnie już 2 handlarzy chciało oszuk...
Ja zrobiłem książkowe 164km/h w dw...
freewindowiec do: Uroki starego grata
xl 600
To że freewind nie wziął oleju to ...
Więcej komentarzy
Ulubieni blogerzy
<brak ulubionych blogerów>
Moje miejsca
<brak wpisów>
Moje linki
<brak wpisów>

10.11.2011 01:04

Sezon

Sezon zacząłem w październiku. Po prostu po wiosennej awarii nie było czasu, pieniędzy i o dziwo ochoty.

 

W październiku jakaś kaska spłynęła i jakoś tak od niechcenia zadzwoniłem po lawetę. Ugadane i zrobione. Jako że nie należę do zamożnej części społeczeństwa(tacy to mają zawsze jakieś głupie pomysły na inwestowanie w stary sprzęt)i tej kasy nie było jakoś strasznie dużo. Więc się bardzo ucieszyłem że zrobienie kilku istotnych rzeczy jak hamulce, wycieki, kolejne problemy z zapłonem i zawieszenie z przodu kosztowało mniej niż wymiana żarówek w nowym Audi A6.

 

No i zaczęły się schody.

Chciało mi się jeździć. A tu wedle wszystkich teorii zimno. Ale... sucho. I do pracy tylko 10km może nawet 8km nie liczyłem tej drogi. I jakoś tak zacząłem ten sezon na dojazdach do pracy w październiku.

 

I w ten sposób dochodzimy do mojej „wyprawy życia”.

Ze znajomym(skromne ZZR 1400) mieliśmy się wybrać na polatanie małe.

Znajomy miał się nudzić, a ja chciałem tak ze 200km zrobić. Zakładając wiek i stan mojego moto to znajomy mógł się przydać.

Niestety. Świnia jedna mnie załatwiła. I to już na starcie. Zaczął od: Jak ci się podoba zamontowanie kul do ZZR? I już wiedziałem że będzie chciał do „brata” (nie wiem jak ten odłam jego rodziny nazwać) do szpitala w Białymstoku jechać.

No nic. Zobaczymy jak będzie.

Nic to że rękawiczki marne. Powiedział bym żadne. I spodni brak. 2 zawiasy na kolano i piszczel są. Dam radę. Jeszcze nie wiedziałem jak się myliłem:)

Tuż za Radzyminem na fajku stwierdziłem że nie wiem czy dam radę. I że będzie się ze mną męczył jak lecę 100kmh to on zaśnie. No i okazało się że przez oponę na przedzie dosyć źle oceniam prędkość. Bo on stwierdził że lecę 120-130kmh.(Znajomy ma fabryczne gumy)

I okazało się że nie mam lewego migacza. Ale co tam. Za wolno latam, rzadko wyprzedzam, a przez staż robię to całkiem asekuracyjnie patrząc jednak w to lewe lusterko.

I tak jakoś następny przystanek był bliżej Białego, a to że o o mało w niego nie wjechałem bo nie czułem palców i nie miałem siły klamki docisnąć to już inna sprawa.

W międzyczasie pierwszy raz zamknąłem manetkę i stwierdziłem że jednak toto nie przyspiesza. Nauczyłem się walczyć z wiatrem. I z wyprzedzaniem TIRa na 3ciego. Nie to że nie było jak się zmieścić wszystkim i uważam że nic złego w tym. Moja głupota. Za bardzo za ZZR chciałem lecieć i jednak 65KM to nie 200KM(oczywista-oczywistość:)

W Białym się trochę pokręciliśmy i dotarliśmy na miejsce w końcu.

Posiedzieli my, pogadali, pośmiali się. W sumie to cieszyli my się że młodego dało się ogarnąć w tym szpitalu po tym dzwonie. I już 2 tyg po wszystkim nawet chodzi w miarę znośnie. A samochód w miejscu kierowcy miał dach na linii drzwi. Szczęście w nieszczęściu. Brak pasów i we Fiacie się fotel złamał więc mu karku dach nie złamał.

Muszę powiedzieć że szpital może nie ładny, ale miła obsługo i klimat.

W międzyczasie naprawiłem migacz. I to też mi się podoba w tym moto. Takie wszystko w jednym, scyzoryk do roweru i zrobiłem w 15min. A jak patrzyłem na ZZR to tam cały zadupek musiał bym zdjąć.

No i mamy wracać. Kaski, kurki, rękawice, ogarnianie się. Ale klikamy moto. Co to by temperatury złapały. I tak ZZR klik i już burczy komputer, wtryski, pierdolety, kosmiczna technologia zadziałała w ułamek sec. A ja trzymam starter na pełnym ssaniu. Trzymam i trzymam.

A znajomy: No nie. Nie teraz!!

Ja: Spoko nie panikuj ty nadziany synu kapitalizmu(wymyślone). Zaskoczy.

No i co miał nie pójść:)

Droga powrotna była bardziej kręta i zimniejsza. Kasak znaczą zamarzać a nie parować. Ale w sumie chyba było szybciej. Zaliczyłem jeszcze rondo środkiem w Radzyminie.

Zwolniłem tępo. I szyba poszła się jebać. Cała zaparowała Jechałem za światłem kumpla, ale poszedłłłłłłłłłł....

No i jak otworzyłem to cholerstwo to już nie było o co walczyć. Zauważyłem ustąp pierszeństwa. I tylko dupę z sidła podniosłem. I jakoś poszło środkiem.

Złapałem go na światłach. Pożegnaliśmy my się. I poleciałem do miasta. A w mieście Copa Cabana.

Tylko się opalać. Prawie 6C na plusie:)

Motor poszedł do garażu. Ja na kanapę i do drina.

Zarobiło się bimber znajomej który sprawił że cały poniedziałek moim środkiem transportu był ZTM:)

 

A tak na koniec.

Każdy gupi potrafi latać przy +30C w lato:)

 

No i w piątek ma być +5C i słońce... czemu nie?

Komentarze : 1
2011-11-10 11:31:59 darekpoznana

jeździłem przy -15 i dałem radę , kwestia ubioru i nastawienia

  • Dodaj komentarz